Carrywater - business architects

Mateusz Ossowski

Mateusz Ossowski

Tak rozpoczęła się moja przygoda z Carrywater. Dni, tygodnie mijały, a mnie ciągle coś ciekawiło, zawsze coś nowego zaskakiwało. Do tego świetny kontakt ze współpracownikami i generalnie atmosfera w biurze powodowała, że chodzenie do pracy nie było smutną rutyną dnia codziennego. Warto też chyba zaznaczyć, że gdy te 3 miesiące minęły (dość szybko!), zostałem w firmie.

Assessment center, potem rozmowa i potem jeszcze jedna rozmowa i w końcu zacząłem, na 3 miesiące. To standardowa procedura, ale jak wyglądał sam staż?

Zbliżała się godzina 9, a ja dopiero przemierzałem podziemia niedaleko siedziby Carrywater, przepychając się między ludźmi, chcąc znaleźć właściwe wyjście. W końcu dotarłem.

– Nie jest dobrze. Spóźnić się pierwszego dnia? – Pomyślałem wciskając nerwowo numer piętra w windzie.

Drzwi się zamknęły, winda ruszyła. Jednakże prawa Murphy’ego są bezlitosne, winda zatrzymywała się chyba na każdym piętrze po drodze…

– Cześć! Jestem Marta – usłyszałem wbiegając do biura lekko spóźniony – Tutaj jest komputer dla ciebie, usiądź sobie w tym miejscu, bo Radka dzisiaj nie ma. Zaraz wszystko ci opowiem.

I opowiedziała, nie tylko ona zresztą. W ciągu pierwszych kilku dni poznałem wszystkich w biurze, odbyłem kilka małych szkoleń i nawet zostałem zaangażowany w mój pierwszy projekt.

– Cześć Mateusz – powiedział Krzysiek wchodząc do pokoju z iskrą w oku – Słyszałem, że jesteś chętny na nowy projekt? Wyślę ci kilka dokumentów, przeczytaj je dokładnie żebyś wiedział o co chodzi w projekcie. Jak skończysz, to przyjdź do mnie i będę miał coś dla ciebie do zrobienia.

W ten sposób dołączyłem do pierwszego projektu w roli wsparcia/PMO. Jednakże niedługo później z lunchu wróciła Sylwia.

– Cześć Mateusz! – krzyknęła od razu na wejściu – będę mieć dla ciebie robotę.

Dużo by tu można jeszcze pisać, ale w skrócie, to podobna funkcja jak poprzednio, jednakże z większym naciskiem na tworzenie i weryfikację produktów projektu.

I tak rozpoczęła się moja przygoda z Carrywater. Dni, tygodnie mijały, a mnie ciągle coś ciekawiło, zawsze coś nowego zaskakiwało. Do tego świetny kontakt ze współpracownikami i generalnie atmosfera w biurze powodowała, że chodzenie do pracy nie było smutną rutyną dnia codziennego.

Jakiś czas później, kiedy siedziałem skoncentrowany na pracy w biurze, wpadł Sławek (jedna z osób, z którą miałem rozmowę kwalifikacyjną).

– Cześć Mateusz! Będziemy pomagać klientowi wdrażać system budżetowania. Najpierw zbierzemy wymagania, przygotujemy RFP, pomożemy wybrać najlepszego dostawcę i pomożemy w negocjacjach – Sławek strzelał słowami jak z karabinu, ledwo nadążałem – i to wszystko ty i ja!

W ten sposób rozpoczął się najfajniejszy projekt jaki miałem na stażu. Od samego początku do końca miałem okazję przy nim pracować i brać udział we wszystkim, co się w nim działo. Najciekawsze chyba były negocjacje z potencjalnymi dostawcami, ale to opowieść na długie zimowe wieczory, przy kominku

Na sam koniec chciałbym tylko dodać, że bardzo dobrze współpracowało mi się ze wszystkimi w Carrywater, poznałem mnóstwo ciekawych ludzi, było momentami bardzo wesoło i naprawdę wielu ciekawych rzeczy się nauczyłem. Zobaczyłem jak pewne procesy „w przyrodzie” zachodzą (co dla mnie miało ogromne znaczenie). Satysfakcja jest. Warto też chyba zaznaczyć, że gdy te 3 miesiące minęły (dość szybko!), zostałem w firmie.

polecamy: